1. Frycz jest geniuszem. Jego wzrastający poziom wkur----ia w każdej kolejnej scenie jest genialny.
2. Jacek Borusiński przechodzi sam siebie. Jeżeli w życiu bywa się gamoniem trochę z czyjejś winy a trochę w wyniku swojego charakteru to jest się właśnie tą postacią.
3. Dialogi oparte na pewnym powtarzającym się schemacie wypowiedzi. (nie przytaczam - do wyłapania).
4. Kot, który wcielił się w rolę idioty jest tak autentyczny, że boję się go zobaczyć jako Religę.
5. Zdezorientowany gentleman z angli - ojciec Jane - fantastyczny. Trzyma fason mimo że tonie w oparach absurdu. To jedna z sytuacji życiowych kiedy nie chcemy uwierzyć że otaczają nas kompletni idioci i nadajemy im rangę ludzi na poziomie (tak dla samych siebie, żeby jakoś sytuację przetrwać).
6. Cały humor jest subtelny. Mimo że czasami idiotyczny (tu przyznaję rację malkontentom - czasami jest kiepsko). Ale całość ratują dialogi i gra twarzą. W tym filmie humor nie polega jedynie na gagach. Tu warto dostrzegać to jak aktorzy "płyną w swoich rolach". Kłaniam się nisko twórcom. Wiem, że to co się działo na planie musiało być fantastyczną zabawą. Zazdroszczę im odgrywania niektórych scen, bo to co widzimy w filmie to pewnie wierzchołek góry lodowej absurdalnego poczucia humoru które lało się szerokim strumieniem z kreatywnych umysłów aktorów.